sobota, 18 stycznia 2014

Dwór Fischera w ogniu-komentarz

     Parę dni temu, gdy spłonął Dwór IV na Polankach, prorok złej nowiny ogłosił: „zainaugurowany został nowy sezon pożarów w Gdańsku” (link). I wymienił cztery historyczne obiekty, które w ostatnich latach miały zwyczaj się palić. Półtora dnia później zapłonął (spoza listy) Dwór Fischera w Nowym Porcie. Tym razem palił się obiekt miejski – od lat jest własnością komunalną zarządzaną przez wyspecjalizowaną jednostkę podległą prezydentowi miasta (konkretnie – wiceprezydentowi ds. gospodarki komunalnej, Maciejowi Lisickiemu).
Dwór Fischera od frontu, fot. Izabela Sitz
     W trakcie spotkania zorganizowanego przy nadpalonym dworze przez Radio Gdańsk padł pogląd, że Miasto Gdańsk nie ma żadnego systemu opieki nad zabytkami. Wypowiedź wzbudziła wzburzenie wśród przedstawicieli urzędu. Jak to? „Na zabytki wydajemy w Gdańsku dziesiątki milionów!” (link do audycji w Radio Gdańsk) – urzędnik się poczuł w roli, ale chwilę później nieco się speszył. Może przyszło mu na myśl, że na zupełnie inne rzeczy wydawane są nie dziesiątki, ale setki milionów, a sama spłata stadionu PGE Arena pochłonie jeszcze pół miliarda…
    Słyszymy: „zabezpieczenia kosztowały miasto 150 tys. zł” – mówi odpowiedzialna jednostka Miasta Gdańska (link). Czy za taką kwotę nie da się zrobić zabezpieczeń zamiast „zabezpieczeń”? Zamiast folii? Zarząd Nieruchomości Komunalnych nie wie, co się dzieje z budynkiem, który nie oddycha? Czyżby w żadnym budynku komunalnym w Gdańsku od lat nie było grzyba?
     Dodajmy, 150 tysięcy to równowartość rocznego etatu paru osób mogących zmianowo chronić obiekt. Nie znajdą się chętni?
     Nie szło poprosić Straży Ochrony Portu o zerknięcie co godzinę na obiekt? To przecież jedna z najlepszych firm ochrony obiektów w Polsce, a SOK to przy nich pikusie. Można było portową Straż poprosić o systematyczne zerkanie w stronę dworu, to przecież ludzie, którzy mają na obszarach portowych i przyportowych szczególną misję do spełnienia. Można nawet było tę Straż wynająć – interwencja „na gwizdek” gwarantowana w ciągu kilku minut.
     Nie szło dogadać się z Zarządem Portu Gdańsk i przesunąć o kilkadziesiąt metrów płot, odgradzający terminal zbożowy od dworu? Do budynku na terenie portu nikt by się z ogniem nie zakradał. A przypomnijmy – przedstawiciel Miasta Gdańska jest przewodniczącym rady nadzorczej Portu (nazywa się Paweł Adamowicz…). Inny wysokiej rangi urzędnik magistratu był kilka lat temu członkiem władz Portu – i do tej pory jest tam nieźle wspominany. Czy w urzędzie jest tak zła atmosfera, że służby odpowiedzialne za opiekę nad dworem bały się powiedzieć szefom „panowie, załatwcie to, bo będzie nieszczęście”? A może tak źle jest ze znajomością miasta, że urzędnicy nie znają podległych sobie obiektów?
Dwór Fischera, fot. Izabela Sitz
     Kolejna ekspertyza po pożarze wykaże, że „stan techniczny masy zachowanej nie uzasadnia remontu”. I nakaz rozbiórki gotowy.

Z ostatniej chwili - 17 stycznia 2014, Dwór zabijany paździerzem:
 
Fot. Izabela Sitz


Wpis stworzony razem - współautor Piotr Dwojacki, jest zaangażowany w działania społeczne służące skłonienia władz Gdańska do poprawy zarządzania majątkiem miejskim i sprawami miasta.  Tekst ukazał się równocześnie na jego blogu www.dwojacki.pl
Wpis stworzony razem - współautorka Izabela Sitz, gdańszczanka od pokoleń, obywatelka Nowego Portu, mieszkająca tu z wyboru, artystka zaangażowana w życie lokalne i w sprawy ochrony historycznego dziedzictwa miasta.
Tekst ukazał się równocześnie na jej blogu www.fritzek-neufahrwasser.blogspot.com/

wtorek, 1 stycznia 2013

Szczęśliwa latarnia morska w Gdańsku Nowym Porcie/Neufahrwasser



Bohaterką jest latarnia morska wzniesiona w XIX w.  

Widok z wód Kanału Portowego na latarnię morską i Wzgórze Pilotów XIX/XX w.

Warto najpierw rzucić promienie światła na dawniejsze czasy. Światła nawigacyjne stosowano, od kiedy ludzie zaczęli żyć wg zasady "Navigare necesse est, vivere non est necesse". Historia światła prowadzącego bezpiecznie do serca gdańskiego portu jest długa i bogata. Pierwsze światła palono już w średniowieczu z rozkazu rycerzy Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, którzy przy ujściu Wisły do Bałtyku postawili drewnianą strażnicę.
Po przepędzeniu z Gdańska Krzyżaków miejsce ich drewnianej warowni przez wieki przekształcało się powoli w potężną twierdzę Wisłoujście/Weichchselmünde. Twierdzę, o którą niejeden władca próbujący dobrać się do bogactwa Gdańska pokruszył zęby swoich wojsk. Świateł nawigacyjnych, w tym najważniejszym dla Gdańska miejscu było wiele. Ich lokalizacja zmieniała się wraz ze zmianami zachodzącymi w gdańskim porcie, na które kluczowy wpływ miały przebudowy ujścia Wisły, jak też jej śmiałe, naturalne ruchy.


Latarnia morska w Nowym Porcie, o której będzie mowa w tym tekście, została zbudowana w latach 1893-1894 r. Do jej powstania przyczyniła się konieczność techniczna. Natomiast na jej formie zaważył impuls związany z zamorską, a jakże, podróżą.

Najpierw o prozie portowej, która niejako wymusiła budowę nowej latarni. Nad Kanałem Portowym/Hafenkanal początkowo stanęła bliza, wybudowana w poł. XVIII w. Była to cylindryczna, murowana konstrukcja, na której szczycie początkowo znajdował się żelazny kosz zamocowany na żurawiu, wypełniony żarzącymi się węglami. Wraz z pojawiającymi się nowinkami technicznymi węgiel kolejno zastępowano innymi źródłami światła min. gazem, naftą na elektryczności kończąc oraz wspomagano optycznie.
Bliza pomimo licznych usprawnień i przebudów przestała spełniać wymogi i oczekiwania użytkowników. Nie pomógł nawet fakt, że jako pierwsza na bałtyckim wybrzeżu wskazywała żeglarzom drogę światłem elektrycznym. Jej położenie i możliwość obserwacji wyjścia z portu przez odpowiedzialne za nawigację osoby były również niezadowalające. Postanowiono wznieść nową, doskonalszą i piękniejszą wieżę wskazującą drogę do portu.

Tutaj rozpoczyna się zasadnicza część historii latarni morskiej z Nowego Portu. Zaczęło się od samego pomysłu na jej wygląd. Skąd wziął się projekt nowoporckiej latarni? Otóż delegacja gdańskich urzędników udała się na Wystawę Światową odbywającą się w 1893 r. w Chicago. Przy okazji odwiedzili m.in. niedaleki stan Ohio. W Cleveland nad jeziorem Erie zachwycili się pięknym, smukłym budynkiem tamtejszej latarni. W owych czasach amerykańska latarnia nad jednym z Wielkich Jezior była uznawana za jedną z najpiękniejszych na świecie. Po powrocie do Gdańska oczarowani podróżnicy postanowili zbudować w Nowym Porcie podobną. W zasadzie postawiono jej kopię. Usadowiono ją na niewielkim wzgórzu zwanym Górą Pilotów/ Lotsenberg nad kanałem, przy wyjściu z gdańskiego portu, vis a vis półwyspu Westerplatte.

 Rycina przedstawiająca pierwowzór nad jez. Erie w stanie Ohio, USA, XIXw.


Budynek typu wieżowego zbudowany na planie ośmiokąta, zwieńczony laterną okoloną tarasem i nakrytą kopułą. Budulec stanowi czerwona, licowa cegła i jasny piaskowiec w podstawie. Zgrabny budynek mierzy od podstawy do kopuły 28 metrów. 
Plan latarni w Nowym Porcie, "Zeitschrift für Bauwesen XLV", 1895

Jednak owe wspomniane 28 m. to nie cała wysokość latarni. Na jej górze zamontowano kulę czasu. Przeniesiono ją z niedaleko położonej wieży, wznoszącej się niedaleko Góry Pilotów. Kula czasu to dosyć popularne w owych czasach urządzenie. Konstrukcja składała się z wysokiego masztu, systemu lin i ażurowej kuli. Kulę każdego dnia tuż przed południem podnoszono do góry i punktualnie w południe opadała w dół, po otrzymaniu sygnału z Berlina. Dzięki temu regulowano chronometry na wszystkich pobliskich statkach. Widowiskowe urządzenie funkcjonowało do początku lat '20 XX w. Częściowemu zniszczeniu uległo w czasie jednego ze sztormów. Ze względu na przestarzałość technologii i upowszechnienie komunikacji radiowej oryginalnej kuli już nigdy nie naprawiono. Jej relikty natomiast tkwiły na hełmie latarni wiele dziesiątków lat. Na powojennych zdjęciach widoczna jest połamana kula czasu opierająca się na hełmie. Sam maszt został zdemontowany dopiero na przełomie lat '60 i '70 XX wieku.
Latarnia, już bez czynnej kuli czasu, działała nadal wskazując wejście do gdańskiego portu.

 Latarnia i szczątki kuli czasu, 1946 r.

Okiem i sercem latarni stała się 1000 watowa żarówka i pokaźnych rozmiarów soczewka Fresnela. Tak wygenerowane światło o mocy 20 000 W było widoczne na 24 km od brzegu. Do dnia dzisiejszego zachował się rachunek z paryskiej firmy Barier&Fenestre,która wykonała ów układ optyczny.


 Żarówka i soczewka Fresnela w laternie
 

Latarnia ciekawie wpisała się w tragiczną historię 1939 r. Na krótko przed wybuchem II Wojny Światowej niemieccy żołnierze umieścili w oknie znajdującym się pod laterną stanowisko karabinu maszynowego. Z tego miejsca jak na dłoni rozpościera się widok na Westerplatte. Ogień skierowany na Polską Składnicę Tranzytową miał przyspieszyć jej zdobycie i zmuszenie do kapitulacji załogi. Zamysł się nie powiódł. Polscy żołnierze również mieli z drugiej strony kanału portowego świetny widok na latarnię, z której ich ostrzeliwano. Odpowiedzieli pięknym za nadobne. Ślady naprawy wieży po  trafieniu z działa kalibru 75 mm widoczne są do dzisiejszego dnia. Niemcy wycofali się z tej pozycji. Westerplatte poddało się po 7 dniach morderczej walki.

Ślady po naprawie uszkodzeń powstałych we wrześniu 1939 r.

Praktyczne znaczenie nawigacyjne nowoporckiej latarni, a i zapewne łut szczęścia uchroniły ją od zagłady w trakcie ofensywy w 1945 r. Pozostała nietknięta w przeciwieństwie do innych budowli stojących wzdłuż portowego kanału.

 

Po zakończeniu działań wojennych latarnia pracowała jeszcze prawie 4 dekady. Ostatecznie jej światło przestało wskazywać morską drogę do Gdańska w 1984 r. Oddano wtedy do użytku potężną wieżę kapitanatu Portu Północnego gdzie zostało zamontowane nowe światło nawigacyjne. Nowoporcka latarnia ostatecznie wygasła i została zamknięta na cztery spusty. Nieużywany obiekt stał powolnie niszczejąc. Szczęśliwie, jego usytuowanie przy Kapitanacie Portu, nabrzeżu promowym, Wolnym Obszarze Celnym i pobliskiej jednostce wojskowej (przekształconej później w siedzibę Straży Granicznej) uchroniło go po raz kolejny przed dewastacją i zagładą. Pewne plany adaptacji opuszczonej budowli miał nawet portowy Morski Dom Kultury. Nic jednak z nich nie wyszło.

Latarnia stała zamknięta na głucho i niedostępna przez wiele lat.
Jednak kolejny raz uśmiechnęło się do tej wyjątkowej budowli szczęście. Szczęście wyjątkowe, podobnie jak ona sama. Znalazł się człowiek, który latarnię postanowił uratować. Notabene mieszkający za Oceanem Atlantyckim.
W 1999 r. Stefan Jacek Michalak na stałe osiadły w Kanadzie przedstawił władzom swój pomysł na uratowanie i zagospodarowanie niszczejącej latarni. Miłośnik latarnictwa, człowiek o wielu zainteresowaniach i wielokierunkowym wykształceniu wymarzył sobie odrestaurowanie gdańskiego zabytku. Bynajmniej nie dla li tylko własnej chęci posiadania na własność wyjątkowego obiektu. Postawił sobie za cel przywrócenie latarni do świetności, utworzenia w niej prywatnego Muzeum Latarnictwa i udostępnienia  zwiedzającym. Udało się!


Latarnia po pieczołowicie przeprowadzonej renowacji została uroczyście otwarta w 2004 r. Jednak nowemu gospodarzowi widocznie i tego było mało. Postanowił, wraz z grupą zapaleńców i przy pomocy sponsorów odtworzyć kulę czasu. To też się mu udało. Od wiosny 2008 r. na hełmie latarni można podziwiać zrekonstruowaną kulę czasu. Sterowany (już elektronicznie) mechanizm ją podnosi i opuszcza czterokrotnie w ciągu doby - o 12,14,16 i 18.

  
Kula czasu, 19 VIII 2010 r.
 
Fantastyczny zabytek, o arcyciekawej historii został w marcu 2010r. uhonorowany nagrodą ministerialną przyznawaną przez Generalnego Konserwatora Zabytków. W kategorii "zabytki dziedzictwa przemysłowego" jako "zabytek zadbany" nowoporcka latarnia zajęła III miejsce.
Miesiąc później zasłużona nagroda spotkała samego właściciela i dobroczyńcę latarni. Decyzją prezydenta RP z dnia 6 IV 2010 r. Jacek Michalak został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi. Uroczystość wręczenia odbyła się w sierpniu tego samego roku oczywiście w Nowym Porcie u stóp zabytku. 


Autorka z Jackiem Michalakiem, 19 VIII 2010 r.

Jedyne, co się jeszcze marzy, to iluminacja latarni. Znając zapał i talenty Stefana Michalaka oraz wszystkich przyjaciół skupionych wokół tej budowli, prędzej, czy później i to się uda. 

Latarnia jest udostępniona do zwiedzania w sezonie wiosenno-letnim za niewielką opłatą. Zachęcam wszystkich do wycieczki w to wyjątkowe miejsce. Budynek, jego otoczenie i wspaniałe widoki z tarasu warte są zapuszczenia się w mocno zapomnianą, ale jakże ciekawą dzielnicę zwaną od wieków po polsku Nowym Portem, a po niemiecku Neufahrwasser. 

Archiwalne pocztówki z wizerunkiem latarni, XIX/XXw. 

Przy okazji składam wszystkim moim wszystkim czytelnikom najlepsze życzenia na nowy 2013 rok. Oby wszystkim szczęście tak dopisywało jak portowej latarni. 
Mehr Licht! 

Źródła ilustracji:
1,5,7,8) własność autorki
2,11)     zbiory Moniki Śniedziewskiej-Lerczak
3)         Forum Dawny Gdańsk
9)         E. Kowalska
4,11,12) Wolne Forum Gdańsk