Marienburg.pl Strona Główna Marienburg.pl
Nasze Miasto, Nasza Pasja...

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
 Ogłoszenie 

Ta witryna korzysta z plików cookie. Możesz wyłączyć ten mechanizm w ustawieniach przeglądarki.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w naszej Polityce dotyczącej "cookies"

Chronimy Twoją prywatność
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w temacie o RODO


Poprzedni temat «» Następny temat
Pomnik ofiar tragedii Wilhelma Gustloffa, Goyi i Steubena
Autor Wiadomość
konto_usunięte
[Usunięty]

Wysłany: Nie 02 Wrz, 2007 10:12   Pomnik ofiar tragedii Wilhelma Gustloffa, Goyi i Steubena

http://www.rzygacz.webd.p...=73,442,0,0,1,0

Pomnik ofiar tragedii Wilhelma Gustloffa, Goyi i Steubena

Cytat:
Wojna jest wojną i w jej trakcie giną ludzie. Jeśli idą na tę wojnę z bronią w ręku by zabijać, jeśli są agresorami - ich śmierć jest niejako wliczona w koszty przedsięwzięcia. Niestety do dalekiej przeszłości należą (o ile w ogóle istniały) wojny, w których ginęli tylko żołnierze. Wojny strasznego XX wieku to konflikty, które pociągały za sobą niezliczone ilości cywilnych ofiar. Pomniki natomiast stawia się głównie tym, którzy ginęli jako żołnierze, nie zaś tym, których dosięgnęła zabłąkana kula, bomba zrzucona na otwarte miasto, czy torpeda wystrzelona z łodzi podwodnej w okręt, który akurat przewoził cywilnych uciekinierów.
Stawianie pomników jest rzeczą dość delikatną. Pomniki odwołują się bowiem zazwyczaj do uczuć patriotycznych, a w praktyce nacjonalistycznych. Jeśli idzie o pomniki ludzi, mówiących językiem agresora, to sprawa zdaje się być skazana na niepowodzenie.
Z powyższych względów nie ma jak dotąd pomnika ludzi, którzy postradali życie w największych w historii morskich katastrofach - ofiar zatopień niemieckich trasportowców wojennych, wiozących (oprócz normalnego wojennego ładunku i żołnierzy) tysiące ludzi, szukających ucieczki gdziekolwiek, byle dalej od miejsc pustoszonych przez tym razem zwycięską armię spod znaku czerwonej gwiazdy.
Ludzie ci, w większości Niemcy, ale nie tylko, byli wystraszoną, zziębniętą i skuloną masą, widzącą zbawienie w dostaniu się na pokład jednego z okrętów uwożących resztki armii szalonego malarza ze wschodu.
Akcja ewakuacji ludności wschodnich terenów ówczesnej Rzeszy, nazwana błyskotliwie "Hannibal" (od słynnego rzymskiego przysłowia: Hannibal ante portas - czyli 'wróg u bram') była sukcesem. W jej wyniku uratowano około dwóch milionów ludzi, oszczędzając im w ten sposób gwałtu i śmierci z rąk azjatyckich hord. Ale ogólny sukces akcji, poza wszystkimi okolicznościami sprawiającymi, że pozytywna ocena czegokolwiek w tym czasie jest bardzo trudna, na "Hannibalu" kładzie się długi, zimny i smutny cień trzech gigantycznych morskich katastrof, przy których opiewany w licznych dziełach los "Titanica" zdaje się być niewiele znaczącym wypadkiem.
Mowa rzecz jasna o zatopieniu przez dwa radzieckie okręty podwodne trzech niemieckich transportowców - Wilhelm Gustloff ,Steuben i Goya.
m/s Wilhelm Gustloff był początkowo statkiem pasażerskim, zbudowanym w latach 30-stych XX w. jako flagowy statek i duma nazistowskiej organizacji Kraft durch Freude ('Siła przez radość'). Służyć miał zasłużonemu wypoczynkowi niemieckich ludzi pracy, na co dzień w pocie czoła budujących potęgę III Rzeszy. Nadano mu imię bohatera hitleryzmu, zastrzelonego w 1936 roku przez żydowskiego studenta, który stał się w nazistowskiej legendzie uosobieniem ofiary "żydowskiego spisku". Po wybuchu wojny zmieniono go w pływające koszary dla załóg okrętów podwodnych Kriegsmarine.
30 stycznia 1945 r. wyszedł z Gdyni - a właściwie z Gotenhafen - wioząc niemieckich żołnierzy (ok. 1200 ludzi), ale głównie tysiące uciekinierów. Łączna liczba ludzi na jego pokładzie, zgodnie z różnymi danymi, waha się od blisko 8.000 do ponad 10.000. Chciało by się dodać sakramentalne "...głównie kobiet i dzieci" - i nie byłoby to wcale nieprawdą.
Pierwszego dnia rejsu, około 21-szej, na wysokości Łeby, trafiony został trzema spośród czterech torped wystrzelonych w jego kierunku przez radziecką łódź podwodną "S-13", dowodzoną przez już uprzednio okrytego niesławą kapitana Aleksandra Marinesko, który gwałtownie musiał wykazać się skutecznością i oddaniem, po serii pijackich, ocierających się o dezercję wybryków.
Co było dalej, łatwo się domyślać. Temperatura powietrza owej nocy wynosiła -21ºC. Przybyłe na miejsce tragedii niemieckie okręty uratowały 838 żywych ludzi.
m/s Steuben zwodowany został 1923 r. w Hamburgu jako statek pasażerski. Wówczas nazywał się „München”, a w roku 1931 nadano mu nazwę „General von Steuben”, na pamiątkę pruskiego oficera, a zarazem bohatera wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Nazwa ta została skrócona do samego nazwiska w roku 1938. W 1945 r. włączony został do Kriegsmarine, z przeznaczeniem do ewakuacji niemieckiego wschodu. 9 lutego 1945 wypłynął z Pillau (Pilawy), kierując się do portu Kiel (Kilonii) z około 4.300 ludźmi na pokładzie, z czego mniej więcej połowę stanowili żołnierze.
Tuż przed pierwszą w nocy następnego dnia po rozpoczęciu rejsu ugodzony został trzema torpedami z tego samego okrętu podwodnego, który kilka dni wcześniej posłał na dno „Wilhelma Gustloffa”. Przy zbliżonych do poprzedniej tragedii warunkach atmosferycznych uratować udało się około 600 ludzi.
m/s Goya zwodowany został w 1940 r. w Oslo jako statek handlowy. Podobnie jak Steuben w 1945 r. stał się częścią Kriegsmarine, jako okręt przeznaczony do udziału w akcji „Hannibal”. W jednym z ostatnich transportów akcji, 16 kwietnia 1945 r. - z ok. 6.100 uciekinierami na pokładzie - opuścił helską redę kierując się do Kopenhagi, wraz z drugim transportowcem o nazwie "Mercator" - z 5.000 ludzi na pokładzie - i chroniącymi konwój okrętami. Zaraz po rozpoczęciu rejsu konwój zaatakowany został przez radzieckie bombowce, a niedługo później, tuż przed północą, „Goya” trafiony został przez dwie torpedy wystrzelone z radzieckiej łodzi podwodnej L-3, dowodzonej przez Władimira Konowałowa. Zatonął w ciągu siedmiu minut. Jeden z okrętów eskorty podjął się ratowania rozbitków. Uratowano 165 osób. Woda miała temperaturę 3ºC. „Mercator” szczęśliwie wymknął się i ruszył w kierunku Kopenhagi.
Żaden opis nie jest w stanie oddać przerażenia ludzi, krzyku dzieci, wycia tonącego statku...
Ale należy chyba pamiętać o tym co się stało. Czy warto jednak by istniał pomnik tych dwudziestu tysięcy ludzi, którzy zginęli wówczas jako nikły procent uratowanych w ramach akcji „Hannibal”? Uważam, że warto. Dlatego też, jeszcze w 2003 r. zaprojektowałem i wirtualnie odsłoniłem pomnik tych ofiar wojny, zimna i morza. Wówczas pojawił się na nie istniejącej już dziś w zasadzie „Rzygaczowej Stronie Grüna”, a dzisiaj wraca – już w Akademii Rzygaczy.
Nie przytoczę tu treści korespondencji jaką otrzymywałem po pierwszej publikacji pomnika w internecie (i nawiązującego do niego materiału na łamach Gazety Wyborczej) od tzw. „wzburzonej ludności”, bo szkoda słów. Ale pamiętając ton, epitety i owo wzburzenie, chciałbym zaproponowac następujące uzasadnienie wirtualnego istnienia pomnika ofiar tych trzech morskich tragedii: dla tych, którzy litują się nad ich cierpieniem i straszną śmiercią, niech ten pomnik będzie wspomnieniem; dla tych, którzy uważają, że, jako „najeźdźcy” i „pokonani”, nie zasługują na pomnik, niech będzie to pomnik przypominający wszystkim i każdemu narodowi, jak może się skończyć coś, co się pięknie zaczyna, a oparte jest na zagładzie niesionej innym.


linki:
http://sabaoth.infoserve....f/gustloff.html
http://www.mierzejewski.info/Wilhelm_Gustloff.html
http://www.rzygacz.webd.p...=73,442,0,0,1,0

pomnik ofiar.jpg
Plik ściągnięto 10322 raz(y) 24,02 KB

wilhelm.jpg
Plik ściągnięto 10322 raz(y) 30,67 KB

steuben.jpg
Plik ściągnięto 10322 raz(y) 25,91 KB

goya.jpg
Plik ściągnięto 10322 raz(y) 20,02 KB

map.jpg
Plik ściągnięto 10322 raz(y) 26,96 KB

 
 
VOO1 


Pomógł: 1 raz
Wysłany: Nie 02 Wrz, 2007 15:04   

A na końcu .. przyjaciele ze wschodu rozkradli wszystko co było na statku .. wyssano ludzi dobytek i kosztowności do wielkiego odkurzacza .... super nie .... :shock:
pozdr VOO1
_________________
PreludeTeamPoland
 
 
konto_usunięte
[Usunięty]

Wysłany: Nie 02 Wrz, 2007 15:49   

VOO1 napisał/a:
.... super nie ....


Wojna usprawiedliwia wszystko :-/
 
 
Steinbrecht 


Wysłany: Nie 02 Wrz, 2007 16:56   

Oglądałem ciekawy film dokumentalny na temat wraków na dnie Bałtyku; były przedstawione trzy ww. ststki naprawde coś niesamowitego. W filmie brały udzial osoby które przeżyły....
_________________
Pozdrawiam!
 
 
 
konto_usunięte
[Usunięty]

Wysłany: Nie 02 Wrz, 2007 17:10   

Inna ofiara na Bałtyku - lotniskowiec

Zamiast ropy znaleziono wrak Graf Zeppelin


http://sedina.pl/modules....order=0&thold=0

Cytat:
Technika i Komunikacja Leżący na głębokości ponad 80 metrów kadłub odkryła koło Łeby firma Petrobaltic zajmująca się poszukiwaniem i wydobyciem ropy naftowej.

- 12 lipca podczas badań dna morskiego nasi pracownicy natrafili na obiekt długości około 250 metrów - mówi Krzysztof Grabowski rzecznik Petrobalticu. - O znalezisku poinformowaliśmy Urząd Morski, SAR i Biuro Hydrograficzne Marynarki Wojennej.

Na dnie morza zalega coś, co ma ok. 265 m długości, ponad 30 m szerokości i ok. 30 m wysokości, a do tego płaski pokład. Taka charakterystyka idealnie pasuje do jedynego hitlerowskiego lotniskowca "Graf Zeppelin". Został zwodowany w Kilonii 8 grudnia 1938 r. w obecności Hitlera i Göringa. Matką chrzestną była córka słynnego konstruktora sterowców barona von Zeppelina. Lotniskowiec miał zabierać na pokład 42 samoloty myśliwskie i bombowe, a potężne silniki miały umożliwiać mu poruszanie się z prędkością 33 węzłów, czyli 63 km/h. Miały, bo mimo że w 1940 r. okręt był ukończony w 90 procentach, do końca wojny nie udało się go wprowadzić do służby. Niemcy starali się chronić okręt, przeholowując go między różnymi portami.

24 kwietnia 1945 r. lekko uszkodzonego przez artylerię polową "Grafa Zeppelina" zdobyły w Szczecinie wojska radzieckie. Uznany za cenny łup został odholowany do Świnoujścia. Dalsze losy giganta pozostają sporne. W jednych źródłach znajdujemy informację, że zatonął w pobliżu Leningradu podczas holowania w 1947 r. Pewniejsza jest jednak wersja, że na skutek nacisków komisji międzysojuszniczej dzielącej pozostałości niemieckiej floty wojennej rząd radziecki zdecydował się zatopić okręt. Miało to nastąpić 16 sierpnia 1947 roku.

Rosjanie przez ponad pół wieku utrzymywali w tajemnicy miejsce, gdzie spoczął kadłub, choć informowali, że stało się to po otrzymaniu 24 trafień bombami i pociskami oraz uderzeniu kilku torped.

- Dziś trudno powiedzieć, dlaczego Rosjanie nie chcieli ujawnić położenia wraku - mówi historyk Łukasz Orlicki śledzący od kilku lat losy "Zeppelina". - Być może chodziło o zwykłą czekistowską czujność, być może zaś jakiś niechciany ładunek, który nie powinien ujrzeć światła dziennego.

Według poszukiwacza wraków Jerzego Janczukowicza miejsce odkrycia domniemanego "Zeppelina" pokrywa się z jednym z czterech wzmiankowanych w archiwach. Pozycja wraku była znana urzędom i służbom ratowniczym, ale nikt nie zadał sobie trudu, by dokładnie ustalić, co to jest.

Na wrak już wybiera się kilka ekspedycji nurków amatorów, choć nie mają stosownych zezwoleń, które może wydać Urząd Morski i Centralne Muzeum Morskie. Obie instytucje twierdziły wczoraj, że nie mogły wydać takich zezwoleń, bo o odkryciu czegoś tak wielkiego jak "Zeppelin" nikt ich dotąd nie poinformował.

Bartosz Gondek, Gazeta Wyborcza, 24 VII 2006 r.


http://www.odkrywca.pl/pokaz_watek.php?id=345718

Cytat:
Tutaj dla odmiany inna, bardzie szczegółowa wersja historii końca "Graff'a Zeppelina":
Upalny dzień 17 sierpnia 1947 r. na Środkowym Bałtyku. W kierunku długiego, wysokiego kadłuba niemieckiego lotniskowca Graf Zeppelin mknie 533 mm torpeda wystrzelona przez niszczyciel Sławnyj. Trafia ona w prawą burtę na wysokości wręgi nr 180 przebijając istniejący w tym miejscu 60 mm pancerz wykonany z wotanu twardego. Silna eksplozja wstrząsa całym okrętem. Kadłub zaczyna nabierać wody. Po 15 minutach przechył wynosi 25° na prawą burtę oraz powstaje coraz wyraźniejsze przegłębienie na dziób. 8 minut później Graf Zeppelin posiada 90° przechyłu i 25° przegłębienia. Minutę później okręt pogrąża się w wodzie. Tak kończy się historia nigdy nie ukończonego niemieckiego lotniskowca. Historia, która może znaleźć swój epilog wraz ze znalezieniem i dokładną penetracją wraku.

Cofnijmy się jednak do lat 30 tych. Wielki plan rozbudowy floty niemieckiej zakładał budowę 4 dużych lotniskowców oznaczanych roboczo jako Flugzeugträger A, B, C i D. Okręty te wraz z pancernikami miały tworzyć silne zespoły floty mogące samodzielnie operować na atlantyckich szlakach żeglugowych. 30 września 1936 r. położono stępkę pod lotniskowiec B w stoczni Friedricha Kruppa, a trzy miesiące później 28 grudnia 1936 r. pod kolejną jednostkę tej klasy lotniskowiec A. Projekt zakładał budowę okrętów o wyporności 23 140 t, wymiarach 257,3 x 27 x 7,60 m, prędkości 35 w i zasięgu 8340 Mm przy 19,5 w. Głównym uzbrojeniem okrętów miało być 30 myśliwców Messerschnitt Me 109T oraz 12 bombowców nurkujących Junkers Ju 87C. Artyleria okrętowa miała składać się z 16 dział szybkostrzelnych 150 mm C/28, 12 dział przeciwlotniczych 105 mm C/33 oraz 22 działka 37 mm C/30 i 7 działek 20 mm C/30.
8 grudnia 1938 r. odbyło się wodowanie lotniskowca A, które z uwagą śledzili możni tamtej epoki Hitler i Göring. Okręt otrzymał nazwę Graf Zeppelin na cześć hrabiny Hella v. Brandenstein-Zeppelin, córki projektanta sławnego statku powietrznego.
Realia wojny nie pozwoliły jednak zrealizować potężnej floty składającej się z pancerników i lotniskowców. Priorytetami w Kriegsmarine była budowa okrętów podwodnych oraz uniwersalnych kutrów KFK spełniających funkcję pomocniczych trałowców, dozorowców i ścigaczy okrętów podwodnych. Lotniskowce zawsze znajdowały się na końcu tej długiej listy. Dodatkowo jeszcze po nieudanych operacjach przeciwko konwojom w Norwegii w 1942 i 1943 r. całkowicie zawieszono program lotniskowców.
Nieukończony okręt stacjonował w Gdyni i Kiloni, a koniec wojny zastał go w Szczecinie, gdzie stał się zdobyczą Czerwonoarmistów. Międzynarodowa komisja zaliczyła zdobycz do tzw. kategorii C i przekazała Związkowi Radzieckiemu. Zgodnie z postanowieniami komisji okręt musiał zostać zatopiony na głębokiej wodzie. Przy okazji tegoż faktu dowództwo Marynarki Wojennej postanowiło przeprowadzić na okręcie serie testów na odporność z użyciem bomb lotniczych, pocisków artyleryjskich, min i torped.
17 sierpnia 1947 r. 77 oddział służby ratowniczej (ASS KBF) rozpoczął prace mające zapewnić pływalność kadłuba. Po załataniu wyrw w kadłubie i wzmocnieniu niektórych grodzi okręt zaholowano do Świnoujścia. Tam też otrzymał nazwę PB-10. 14 sierpnia 1947 r. cztery holowniki portowe i holownik morski MB-44 wyprowadziły lotniskowiec na redę portu. Stamtąd uzbrojony lodołamacz WOŁYNIEC, holowniki MB-44 i MB-47 wraz z ubezpieczającymi trałowcami T-714 , T-742 i bazą nurkową WM-902 doprowadziły okręt na wydzielony do prób 5 milowy kwadrat morskiego poligonu.
Rankiem 16 sierpnia rozpoczął się pierwszy dzień prób. Pod pokładem lotniczym umieszczono trzy bomby 100 kg oraz dwa pociski artyleryjskie 180 mm. Dodatkowo w przewodzie kominowym zainstalowano jeszcze bombę o wadze 1000 kg. Pierwszy test polegał na równoczesnej detonacji wszystkich ładunków. Po zbadaniu uszkodzeń na pokładzie lotniczym umieszczono kolejną serię bomb 1000 kg, 250 kg oraz dwóch pocisków 180 mm na górnym pokładzie hangarowym. Po każdej eksplozji na pokład lotniskowca przybywała specjalna grupa specjalistów marynarki. Do końca dnia zdetonowano jeszcze bombę 500 kg umieszczoną 2,7 m nad pokładem lotniczym, bombę 250 kg na górnym pokładzie hangarowym, bomby 100, 250 i 500 kg na pokładzie lotniczym oraz 100 kg na pokładzie „C” (bateryjnym). Skutkami eksplozji było całkowite zniszczenie komina, przy nieuszkodzeniu przewodów odprowadzających spaliny i nie odnotowaniu wzrostu ciśnienia w kotłach. Pokład lotniczy został lekko uszkodzony.
Rankiem nad kadłubem pojawiło się 24 bombowce Pe-2 oraz dwie Cataliny. Ich celem był biały krzyż o ramionach 20 na 25 m i szerokości pasa 5 m namalowany na pokładzie lotniczym. Podczas trzech nalotów na stojący, bezbronny cel zrzucono 100 bomb P-50, przy czym tylko 6 trafiło w cel (!).
Po całkowicie nieudanym poprzednim dniu rozpoczęto kolejne próby z wykorzystaniem bomb i pocisków artyleryjskich. Zdetonowano bomby 250, 500 i 1000 kg oraz pociski 180 mm na pokładzie lotniczym. W hangarze lotniczym eksplodowała natomiast bomba 100 kg. Koniec dnia przyniósł całkowite zniszczenie nadbudówek okrętowych oraz poważne uszkodzenia na górnym pokładzie hangarowym (liczne dziury od odłamków).
17 sierpnia sytuacja pogodowa uległa znacznemu pogorszeniu. Zaczął wzmagać się sztorm. Kadłub kotwiczący tylko na dwóch kotwicach zaczął dryfować w kierunku mielizny. Szybko postanowiono o zakończeniu testów i zatopieniu lotniskowca torpedami. Z Bałtijska wyruszyła flota torpedowa w składzie kutrów torpedowych Tk-248, Tk-425 i Tk-503 oraz niszczycieli Sławnyj, Strogij i Strojnyj. Pierwsza torpeda z kutra Tk-248 okazała się niecelna, druga z Tk-503 trafiła kadłub w okolicach wręgi 130 w bąbel przeciwtorpedowy, potwierdzając skuteczność jego budowy. Dopiero trzecia torpeda z niszczyciela Sławnyj przypieczętowała los niedoszłego lotniskowca.
Historia wraków nie kończy się wraz z ich zatopieniem. Jej kontynuacja jest pisana przez coraz to nowe wyprawy badawcze nurków. Mam nadzieję, że niedługo zacznie ona jej dalsza część.

Przemysław Federowicz
Artykuł został opublikowany w Magazynie Nurkowanie 02/2003 (88)


http://pl.wikipedia.org/w..._(lotniskowiec)
 
 
konto_usunięte
[Usunięty]

Wysłany: Pon 04 Lut, 2008 00:42   

http://gdansk.naszemiasto...nia/812985.html

Cytat:
Mijają 63 lata od zatonięcia "Gustloffa"

Pomniki to delikatna materia. Ale w przypadku pomnika ofiar, które zatonęły wraz ze statkami pasażerskimi "Wilhelm Gustloff", "Goya" i "Steuben" to najdelikatniejsza z delikatnych. Kilka lat temu Związek Niemców w Polsce próbował postawić taki monument na cmentarzu w Gdyni Witominie, gdzie spoczywają 123 zwłoki ofiar sprzed 63 lat. Ostro sprzeciwiło się temu Stowarzyszenie Gdynian Wysiedlonych. Sprawa upadła. Ale nie do końca. Pomnik postawiono. Ma prostą formę cokołu z piaskowca z kołem ratunkowym na wierzchu. Widnieją na nim nazwy trzech statków wiozących uchodźców, które zatopiono w 1945 r. na Bałtyku. Monument ma jedną wadę, dostępny jest... wyłącznie w internecie.

- Wtedy odpuściliśmy, ale sprawa nie poszła w niepamięć - mówi Benedykt Reszke, przewodniczący Związku Ludności Niemieckiej w Gdyni. - "Gustloff" nie był okrętem wojennym, nie był nawet uzbrojony, był typowym statkiem wycieczkowym. Zginęło na nim 5 razy więcej osób niż na "Titanicu", w większości kobiety i dzieci. Wraz z gdańską mniejszością niemiecką prowadzimy znowu działania, by postawić chociaż tablicę na witomińskim cmentarzu. To sprawa pojednania.
Wrak "Wilhelma Gustloffa" leży bardzo blisko. Zaledwie 25 mil morskich od Łeby, na głębokości 43 metrów. Jest gigantycznym grobowcem. Gdy wypływał z Gdyni w swój ostatni rejs, 30 stycznia 1945 roku, na pokładzie wiózł 10 582 osoby. Woda pochłonęła 9343 ludzkie życia, w tym ok. 5 tysięcy dzieci. 1239 osób uratowano. Jeszcze długo po katastrofie, morze wyrzucało ciała na gdyńskie plaże.
Heinz Schon ma dziś 82 lata. Tragedia statku wycisnęła na nim tak mocne piętno, że od lat zajmuje się badaniem wojennych katastrof morskich, jest autorem wielu książek, w tym "Die Gustloff Katastrophe", przetłumaczonej w 2006 r. na język polski. Feralnego dnia był na pokładzie.
- Zaokrętowałem w lutym 1944 r., po ukończeniu szkoły morskiej w Hamburgu, jako asystent ochmistrza - wspomina. -"Gustloff" cumował od 1940 r. na Oksywiu i pełnił rolę pływających koszar. 21 stycznia 1945 r. otrzymaliśmy rozkaz przeprowadzenia operacji "Hannibal". Jej celem było przerzucenie II Dywizji Szkoleniowej Łodzi Podwodnych z rejonu Zatoki Gdańskiej do Niemiec i zabranie uchodźców z Prus Wschodnich, Elbląga, okolic Gdańska i Gdyni. Choć "Gustloff"zabierał 2 tys. ludzi, otrzymaliśmy rozkaz przygotowania miejsc dla 5 tys., a na pokład weszło... ponad 10 tys. osób!
Schon opowiada, jak 30 stycznia 1945 r. usłyszał przerażający huk. To torpeda uderzyła w opróżniony z wody basen i zabiła170 kobiet, które tam nocowały. Nie pamięta momentu, gdy ktoś wciągnął go na tratwę. - Nagle ujrzałem jak na statku rozbłysły wszystkie światła - opowiada. - Widać było skupionych na sterczącej z wody rufie przerażonych ludzi, słychać było krzyki. To trwało może osiem minut, a potem zaległa cisza. Na tym statku płynęło aż 8956 osób cywilnych! Bardzo dokładnie to badałem, organizuję spotkania z ludźmi, którzy przeżyli gehennę. Na świecie wciąż żyje kilkanaście osób. Wśród żyjących jest 85-letnia gdynianka Łucja Bagińska, najstarsza na Pomorzu ofiara tragedii. - Na tę podróż namówiła mnie sąsiadka. Jej mąż - podoficer niemieckiej policji, załatwił kartę okrętową na "Gustloffa" -opowiada. - Płynął ze mną 16-miesięczny synek, mąż był wcielony do Wehrmachtu i walczył na froncie wschodnim, a po Gdyni krążyły wieści o okrucieństwie Armii Czerwonej. Dlatego popłynęłam.
Łucja Bagińska przeżyła, jej synek nie... - Przez wiele lat wrzucałam wiązanki do morza - mówi ze łzami w oczach. Wrzuci je i w środę . O godz. 16 na Skwerze Kościuszki zrobią to również Konsul Generalny Niemiec, przedstawiciele władz państwowych, mniejszości niemieckich. O godz. 14.30, w kościele przy ul. Portowej 2 odprawiona zostanie msza św. w intencji ofiar tragedii "Gustloffa", "Goi" i "Steubena". Zginęło w nich ok. 20 tys. ludzi, w większości cywilów. W redakcji rozdzwoniły się telefony, że Stowarzyszenie Gdynian Wysiedlonych będzie próbowało nie dopuścić do uroczystości. - To nieprawda - zapewnia Benedykt Wietrzykowski, prezes SGW. - Jesteśmy na to za poważni.
Beata Jajkowska - POLSKA Dziennik Bałtycki
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group